|
A w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość.
z mojej zdziczałej duszy wypleniono radość.
|
|
|
Z moich fundamentów wiary pozostała garść trocin
Tu ludzi piją więcej niż są w stanie wypocić
Życie pędzi jak pocisk, nie jesteśmy już młodzi
Już dawno ludzka głupota przestała wzbudzać mój podziw
Bez bliskich i rodzin wszyscy bylibyśmy nikim
|
|
|
Robię krok w tył, by zrobić dwa do przodu
Mam odwagę, by przyznać się do błędu
Schodzę suchą nogą z pękającego lodu
Bo wiem, że nie warto jest biec bez odwrotu
|
|
|
Kto powiedział że mocny MC ma mieć dres
kto powiedział że ja mam wyglądać tak jak ty tego chcesz
łysina i kaptur,to nie jedyna broń
bo prawdziwą broń ma też ten ziomek w koszuli Louis Vuitton
|
|
|
Czasem sieję zniszczenie, nie przynoszę radości
Przecież mówię - nie jestem żadnym wzorem świętości
Zamiast myśleć rozumem, często robię to chujem
Sam już nie wiem co myślę i czego potrzebuję
Teraz zakładam kaptur, idę z ziomkami pić
Nie chcę odkryć przed śmiercią, że nie umiałem żyć
|
|
|
Znowu zamykam oczy, prześladują mnie zmory
Nadal ciągnie się za mną poplamiony życiorys
Choć brakuje pokory, wciąż pozostaję szczery
Jestem kawał skurwiela, co ma dobre maniery
|
|
|
Dawno gdzieś zaniedbałem swoje psychiczne zdrowie
Zalicz do pogubionych, nigdy do idiotów
|
|
|
Miewasz parcie na szkło, tego to jestem pewien
Zanim wskażesz mnie palcem, najpierw zacznij od siebie
Kolejny sztylet w sercie, Ziomek wiesz o czym mowa
Ten Twój rozwój to chyba dawno już przystopował
|
|
|
Choć teraz się uśmiecham, wzrok mówi co innego
To kurwa koniec podpalam wszystko w pizdu
Kurtyna prawdy spada, my pełni optymizmu
Idziemy przez te zgliszcza, a moje serce krwawi
Wciąż na krawędzi wojny - mogę przyjść i cię zabić
Bóg błogosławi, my ciągle po swojemu
Nie dziewiędździesiąt dziewięć, lecz tysiące problemów .
|
|
|
Zakańczam spektakl, to kurwa koniec
Pierdole te docinki i złośliwe ironie.
|
|
|
życzę Ci chłopaku byś ścierwa już nie tykał. .!
|
|
|
|