 |
wieczór, siedzieliśmy na murku. szedłeś z kumplami. zacząłeś rzucać głupie teksty w naszą stronę. on nie wytrzymał, ostrzegał Cię, że za moment obije Ci ryj. uspokajałam Cię, ale za trzecim razem, gdy obraził mnie, wstałeś, złapałeś go za bety, popchnąłeś do płotu i wyjebałeś. poleciała Ci farba z nosa. przeprosiłeś mnie. wtedy wyśmiewałam się z twojego szacunku do dziewczyn i 'męskości' . nawet nie wiesz jak bardzo poprawiłeś mi humor swoim sprzeciwem. /kszy
|
|
 |
będę Twoją królewną XIX wieku, jadącą na amfie. noszącą skąpą bieliznę zamiast średniowiecznych gorsetów. pijącą tanie piwo z puszki, zamiast wykwintne wino w kieliszku. mówiącą o tym jak Cię pożądam, a nie o tym ja bardzo pragnę być uwolniona z zakazanej wieży.
|
|
 |
dwie rzeczy, które kochasz najbardziej? - spytał, patrząc na nią stanowczo, swoimi nieskazitelnymi, migdałowymi oczami. - czekolada i pocałunki. - nie wliczając Ciebie, bo to banalnie oczywiste. - a jeśli, by połączyć te dwie rzeczy? - spytał, spojrzawszy na nią porozumiewawczo. - nie bardzo rozumiem, o czym mówisz. - powiedziała, przeczesując swoje miedziane włosy. niezdarnie wyciągnął tabliczkę jej ulubionej, mlecznej czekolady. ułamawszy kostkę, subtelnie ją nią nakarmił. - a teraz całuj, nie żałuj. - roześmiał się, beztrosko, wsłuchując się w jej płytki oddech.
|
|
 |
i w końcu pojawia się to magiczne kłucie w klatce piersiowej kiedy nie ma go obok. znowu zapominasz o stygnącej filiżance zielonej herbaty w dłoni i obsesyjnie czekasz na wiadomość od niego siedząc wieczorami na parapecie kiedy zachodzące słońce odbija się w Twoich morskich tęczówkach. tęsknisz. każda cząstka Twojego skrupulatnego ciała woła o jego dotyk. każdy zmysłów prosi o ułamek sekundy jego obecności.
|
|
 |
śmieję się szyderczo do rozpuku, poprawiając swoje włosy. rzęsy maluję kruczo czarnym tuszem, tylko dlatego, aby móc niewinnie spoglądać spod wachlarza rzęs. potrafię wybuchnąć histerycznym śmiechem, bądź spazmatycznym płaczem w najmniej odpowiednim momencie i nie mam zahamowań w jedzeniu czekolady. kawę piję tylko w filiżance, a papierosy palę jedynie na tarasie. wytrącona z równowagi, jestem w stanie niemal zabić, nie zważając na konsekwencje. ale to wszystko nie ma znaczenia. istotne jest to, że mam serce. serce, które niewinnie czeka, aż pojawi się drugie, które zaakceptuje ten cały obłęd i postanowi się nim zaopiekować jak bezbronnym szczeniaczkiem z okolicznego schroniska.
|
|
 |
kochanie, miło mi,że próbujesz wzbudzić we mnie aktywność sumienia swoim zachowaniem wobec mnie, ale na mnie to nie działa. nie wiedziałam co robię, przykro mi. / kszy
|
|
 |
zdziwiłam się, że zacząłeś rozmowę ze mną. ale to miło z twojej strony. wyjechałeś z tekstem,że mogłam mieć przejebane za wczoraj, ale nie miałam. czyżby się mną interesujesz? /kszy
|
|
 |
'ej! jestem z nas dumna!' rzuciłam do niej tekstem. 'tak, a czemu?' zapytałaś. odpowiedziałam, że on się odzywa nawet do tej laski co jej nienawidzi, a do nas nie. śmiejąc się stwierdziłyśmy, iż jesteśmy dumne z siebie i naszego chamskiego zachowania. tak jest dobrze. / kszy
|
|
 |
obawiam się, że przez Ciebie umrę na chroniczny brak snu, spowodowany Twoim przebiegłym buszowaniem, wśród moich myśli.
|
|
 |
' nie wybaczę Ci tego, że Cię nie było przez tyle czasu ' wiedziałam, że nie mówi serio. dojechałam,że i tak nie wytrzymasz. odpowiedziałeś 'no masz rację, bez Ciebie jakoś chybabym nie potrafił.' śmiejąc się, napisałam,że przecież ja jestem Twoim tlenem. odpowiedziałeś, że jestem, że serio jestem. kocham Cię brat. / kszy
|
|
 |
siedziała, bezwładnie przy szpitalnym łóżku, trzymając go za wilgotną od drgawek, dłoń. jej źrenice, były rozszerzone do granic możliwości. wyglądały jak dwa ogromne kubki, czarnej kawy, którą tak uwielbiała. była przy nim. patrzyła na setki, podłączonych kabli do jego odrętwiałego ciała, nieusilnie próbując powstrzymać się od łez. pochyliła się delikatnie nad jego głową. jeden z kosmyków jej włosów, opadł bezwiednie na jego sine czoło. 'wszystko będzie dobrze.' - wyszeptała do jego, ucha z nadzieją, że słyszy. właśnie wtedy, rozległ się pisk. maszyny zaczęły wariować, a kilku lekarzy nerwowo, wbiegło do sali. nie wiedziała co się, dzieję. reanimowali go. stała przy szpitalnym łóżku, nie mogąc złapać oddechu. 'nie możesz mi tego zrobić, rozumiesz?! nie możesz!' - krzyczała pełna amoku, uspokajana przez pielęgniarkę. maszyny się zatrzymały. lekarz ze stoickim spokojem, kazał zanotować pielęgniarce godzinę zgonu. 'Ty skurwysynu' - wyszeptała, osłaniając się na nogach. zemdlała.
|
|
 |
kiedyś, marzyłam o tym, żebyś spojrzał na mnie, chociaż ukradkiem. abyś chociaż na krótki moment, zwrócił swoje błyszczące źrenice w moją stronę. dzisiaj kiedy, pożerasz mnie wzrokiem, pełna satysfakcji odgarniam, swoje blond włosy z ramion. napawam się Twoim cierpieniem. uwielbiam, tą subtelną formę sadyzmu.
|
|
|
|