 |
jesteś dla mnie jak narkotyk, najbardziej twardy i najmocniej uzależniający i kiedy jesteś choć o krok bliżej, to czuję się zniewolona, jakby ktoś skrępował mi ręce i bezczelnie machał przed nosem obiektem pożądania.
|
|
 |
w życiu każdego z nas pojawia się w końcu osoba, której tak naprawdę nigdy nie możemy mieć na własność. osoba, dla której bylibyśmy w stanie skoczyć w ogień, ktoś, przez kogo tracimy wszystko w jednej chwili, ale wiemy, że bez jego obecności, nawet cały wszechświat w garści nie ma naprawdę żadnego znaczenia. osoba, przez którą umieramy, co dnia, która zabija i niszczy nas co dnia. kogoś, za kim tęsknimy tak niesamowicie, że cały nasz świat staje się w końcu ogromną świątynią nostalgii, w której sam jesteś złożony w ofierze.
|
|
 |
nasza miłość tutaj nie miała żadnych szans. to nie było coś z tej ziemi.
|
|
 |
jesteś, po prostu ciągle jesteś.
|
|
 |
to ty zawsze będziesz tym, który mnie zabił, choćbym umarła ze starości, w całkowitym upuszczeniu dopiero w wieku dziewięćdziesięciu dziewięciu lat.
|
|
 |
więc, nie wiem, co będzie dalej, w przyszłości, za dziesięć lat, za rok, za miesiąc, jutro, za godzinę, za chwilę.
|
|
 |
boże, daj instrukcję do tego kurewsko pięknego świata.
|
|
 |
życie jest beznadziejnie niedorzeczne.
|
|
 |
chlać codziennie i albo przyjąć wszystko naraz i upić się na śmierć, albo powoli kosztować wszystkiego, karmić się bólem i alkoholem, aż do momentu, kiedy skończą się na to pieniądze, kiedy wszystko się skończy, zapukać do twoich drzwi, uśmiechnąć się i pożegnać, przeprosić i podziękować za wszystko, później biec przed siebie, aż znajdę się tam, gdzie nie ma już żadnego wyjścia, wtedy przyłożyć sobie lufę do skroni, a potem już tylko wsłuchiwać się w huk lecącej kuli, brzdęk rozbitych kości i dźwięk niszczonych powoli wszystkich myśli, snów, marzeń, wspomnień, jak długo się da.
|
|
 |
zdycham bez ciebie, zdycham.
|
|
 |
jeszcze chwila, a znajdę się na totalnym dnie i jedyną rzeczą, jaką będę umiała jeszcze robić, to rozpaczliwie krzyczeć wróć!
|
|
|
|