w spokojnych momentach,gdy miałam czas,żeby się zastanowić,zauważyłam,że zaczynam być zbytnio zaangażowana w jego cierpienie.wciągała mnie otchłań jego emocjonalnego niepokoju,i nawet jeśli byłam tego świadoma,to i tak nie potrafiłam się otrząsnąć.on zajmował moje myśli nieprzerwanie.czytając książkę,łapałam się na tym,że przewracam kartki,ale nie śledzę żadnego wątku.tak samo z radiem czy telewizją.ciągle myślałam o nim,i teraz już nawet mój umysł cierpiał.czułam się tak,jakby zło,które zepsuło jego świat,wypełzało się i psuło mój.wydawało mi się,jakby powietrze wypełniała jakaś trucizna./princescolors
|