Próbowałem, tak, uwierzyłem, że damy radę, że jestem normalny ale ból budził mnie coraz częściej, coraz więcej uśmiechów grzęzło w dołku rozpaczy. Odwracałem głowę, tańczyłem, goniłem, śpiewałem aby oszukać siebie, że jest dobrze, wszystko dobrze. Szukałem przyjemności w szaleństwie, ale gonił mnie, wyrywał ze snu, zaskakiwał w chwilach ciszy, aż zabrakło kolejnych drzwi, nie starczyło sił by uciekać, udawać. W paru minutach zniszczyłem starania, wiara spalona w krzyku i złości. Nie ma czego zbierać, wszystko od nowa, podnoszę się z prochu i szukam łyków nadziei. Pustynia.
|