Niby wszystko w porządku, mija dzień za dniem.
Niby nie mam żadnych granic ale gdy budzę się
Widzę ten sam stół, na nim ten sam chaos
W mojej głowie chaos jakby czegoś brakowało.
Czuje, że lecę ale tak na prawdę spadam
Zapomniałem kim byłem wszystko się rozpada.
Nikt nie pomaga, sam muszę się ogarnąć.
Zdjąć nogę z gazu albo stoczę się tu na dno.
|