Wychodzę na miasto. Idę do naszego ulubionego parku, siadam na naszej ławce w sluchawkach polski rap w ręce papieros. Ledwo co widzę przez łzy. Strata przyjaciela boli najbardziej. Pozegnalam się z tym miejscem - raczej juz tu nie zawitam. Chcę odejść. Nagle ktoś chwyta mnie za ramię i przyciąga do siebie przytulając najmocniej jak się da. Znam te ramiona, ten zapach perfum, bicie serca. Pozwalam sobie na chwile zatonąć w tym uścisku. Nie jestem silna, nie umiem Go odtrącić. Patrzę mu w oczy widze jak zapalają się iskierki nadziei i radości. Odpycham Go. Uciekam. Nie chcę słyszeć Jego wołania.
|