Dlaczego mimo tego, że cały świat mówił jej że powinna zapomnieć, zamknąć tamten rozdział i zacząć żyć od nowa ona nadal tkwiła w miejscu. Nie umiała tego wyjaśnić, ale jakaś siła, która wydawało jej się pochodziła od Boga, kazała jej ciągle mieć nadzieje. Jak mantrę powtarzała "Ufam Ci Panie" jednak każdego dnia na własne oczy widziała, że on układa już nową historię w której nie ma miejsca dla niej. I właśnie tego nie rozumiała najbardziej, czemu Bóg, któremu tak ufała pozwalał jej tak cierpieć. Dlaczego nie dał jej łaski zrozumienia że tak miało być i że ona również ułoży sobie życie z kimś innym. Że tak po prostu będzie lepiej, prościej, bo przecież nie da się wrócić do tego co było. Dlaczego tak się miota na granicy szaleństwa?
|