Wyjechała z miasta, a ja zacząłem tęsknić. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej. Po kilku miesiącach zrozumiałem, że nie potrafię o niej zapomnieć, co więcej - pamiętałem ją coraz bardziej, wspominałem, przypominałem sobie, marzyłem, uczyłem się jej na nowo jak wiersza, którego kilka wersów zdążyło już ulecieć. Broniłem się przed tą myślą, odrzucałem ją, ale ciągle wracała: „Kocham Marysię Jezus, ja ją naprawdę kocham i jak idiota pozwoliłem jej odejść”. Nie mogłem tylko pojąć jednego: dlaczego poczułem to dopiero teraz, jakby ta miłość była bombą z opóźnionym zapłonem. — Piotr Adamczyk
|