|
przyciągnął mnie do siebie i przycisnął swojego gorące usta do moich warg. zatraciliśmy się nieskończonej przyjemności, apogeum, wszystkiego. czasem zastanawiałam się nad tym, co to jest wieczność. teraz już wiedziała. ten pocalunek był wiecznością. wydawał się trwać w nieskończoność, sekundy były minutami, minuty godzinami. już nigdy nie chciałam się od niego oderwać. przesunął ręką po mojej talii, przez mój kręgoslup przeszedł dreszcz. Boże, jak on mnie niesamowicie podniecał. jego palce były już znacznie niżej. nasze oddechy stały się płytsze. nie wytrzymuję, o mój słodki Jezu. zatracona w tej słodkiej torturze, utopiona w oceanie przyjemności. był dla mnie jedynym. jedynym, którego mogłam pokochać, jedynym, który miał prawo do całowania mnie. dłoń jeszcze niżej... czy ja umieram? umieram z rozkoszy
|