Bo czy miłość zawsze musi się zacząć od wielkiego bum? Od motyli w brzuchu, nieprzespanych nocy i całego wariactwa, które sprawia, że nasz mózg produkuje substancje podobne do tych produkowanych przez mózg psychotyka? A co, jeśli miłość przychodzi z czasem? Co jeśli jest spokojna, przepracowana, bez wielkich wzlotów, ale i bez spektakularnych upadków? Czy taka miłość jest gorsza? A może dojrzalsza? I czy to w ogóle miłość?
|