Zawsze chodzę tamtą drogą, po której wtedy chodziliśmy razem, z nadzieją, że za każdym razem Cię tam ujrzę. Jak to mówią... Nadzieja matką głupich, ale umiera ostatnia... W oddali widać niską blondynkę ze zwisającym na jej małych pleckach plecakiem. Wyjmuje z kieszeni zapalniczkę i już wtedy mam pewność, że to Ty. Dostrzegam jej wolny krok i ulatniający dym, który unosi się nad jej cudownie ułożonymi włosami. Czuję jak cząsteczki serca rozczepiają się, w każdą ze stron... W tamtym momencie modliłem się tylko o to, abym Cię dogonił. Byliśmy coraz bliżej... Nasze ciała znów się spotkały po kilku okropnie trudnych dla mnie miesiącach... Spojrzeliśmy na siebie... Ty z uśmiechem coś mruknęłaś pod nosem, a ja z pogardą w środku patrzyłem jak zaczarowany i nie mogłem wydusić z siebie słowa, a przecież chciałem Cię tylko zwyczajnie przytulić, dotknąć kąciki Twych ust i wyszeptać ze spływającą łzą, jak cholernie za Tobą tęsknię maleńka... Zwyczajnie odszedłem, oglądając się za siebie. ~brejk
|