Jesień. Za oknem pochmurno, mglisto, zimno. Idę na spacer. Słucham muzyki, przede mną pustka, za mną samotność. Wpatruję się w niebo. A tam ptaki. Fruwają nade mną zawsze. Dopiero teraz przyglądam im się bliżej. Mają skrzydła. Są wolne. Unoszą się. Przecież żyją na tym samym świecie co ja. Ich niebo jest moim niebem. Nie mają trosk, problemów. Odlatują. A ja zostaję. Rozdarta. Bez skrzydeł. Z kłębkiem nadziei, że kiedy zamknę oczy uniosę się pięć centymetrów nad ziemią.
|