On był jak poezja - bawił, rozśmieszał i dawał radość.
Chciał, choć sam miał teraz być, dać jej poczucie bezpieczeństwa.
Zapewniał, że jest szczęśliwy i że nic się między nimi nie zmieniło.
Wiedział, że Ona potrzebuje takich słów i chciał jej to dać...
Lecz czasami... był nerwowym, niespokojnym duchem.
Choć doceniał, że jest z nim, to nie potrafił tego wyrazić.
Chciał być w porządku, ale ją tylko ranił.
Słowem...
Gestem...
Spojrzeniem...
Milczeniem...
A Ona...
Wiedziała, jaki jest i choć bardzo cierpiała - była cierpliwa.
Tylko czasem zadawała sobie pytanie - czy warto?
Czy nadal ma swoje niebo czy już nie?
|