Pojawiłam się w Twoim życiu, kiedy nie do końca byłeś na to gotowy,ale mimo to ja byłam w nim zawsze.Wtedy, kiedy tego chciałeś,potrzebowałeś i wtedy,gdy znikałeś.Chyba wtedy byłam przy Tobie najbardziej i najbliżej, bo ciągle sercem i myślami. Często miałam wrażenie, że byłam dla Ciebie tylko lekarstwem na to co Cię bolało.Lekiem na pustkę,zagubienie, zły dzień czy nudę.Lekiem,który się odstawia, kiedy minie okres rekonwalescencji i człowiek poczuje się gotowy zacząć znowu żyć. Tak, właśnie tak się czuję. Byłam Twoim andtidotum, uzdrawiającym, ale nieuzależniającym. Żaden czas, ani starania nie sprawiły, że nie potrafiłbyś mnie odstawić. Tak łatwo mnie odstawiłeś jakbym była niedobrym i gorzkim lekarstwem.Panaceum, które miało za zadanie tylko wyleczyć,a nie wzmacniać i stanowić ochronę.Czuję się jak lekarstwo,które odrzuca się z ulgą i bez którego zaczyna się nowe, lepsze życie.Przykro mi, że nie stałam się Twoim narkotykiem, który chciałbyś przyjmować do końca swoich dni. / h.i.m.h
|