Jest taka miłość. Z cienką granicą pomiędzy uczuciem a uzależnieniem. To taka miłość, która wykańcza, doprowadza do skrajności. Kochasz, choćbyś miał zdechnąć i wyrzygać wszystko co Cię boli. Kochasz nie sercem, tylko całym sobą, całym swoim życiem, każdym ruchem, który wykonujesz, każdym słowem, które wypowiadasz. Jednocześnie kochasz i nienawidzisz, skrajne emocje nie dają Ci żyć, spać, funkcjonować. Nie wiadomo ile da się tak wytrzymać, podobno trzeba przeżyć to do granic ostatecznej wytrzymałości i odejść, aby mieć jeszcze szansę na normalne życie.
Tylko powiedz mi…
jak zdefiniujesz to normalne życie?
|