Boimy się zostać sam na sam ze swoimi myślami. Boimy się tej towarzyskiej samotności. Kiedy to wątpliwości zapraszają nas na kawę, a my nie mamy odwagi by odmówić. Dlatego zmieniamy temat. Zmieniamy. Milczący dialog, na ten głośniejszy. Ten zagłuszający. Mówimy o byle czym. Mówimy. Bez zastanowienia. Czasem. Rzucamy kilkakrotnie słowa na wiatr. Kilkakrotnie je kalkując. Kalkując. Bo nie są one nowością. Są odbiciem tego, co jest już dla nas jasnością. Albo pustym frazesem, który na zawsze pozostanie niejasny. Powtarzamy, bo boimy się, że ktoś nie usłyszy, zapomni. Powtarzamy. Bo sami nie jesteśmy pewni. Bo słowami chcemy przekonać siebie. Bo milczenie na to nie pozwala. Ale. Zbyt. Często. Wypowiadane. Słowa. Tracą. Sens. Są niestabilnością. No bo gdzie stabilność w czymś, co nie jest oczywistością?
|