Zrobiło mi się tak przeraźliwie pusto, kiedy mogłam tylko napisać, że chciałabym, aby był obok. Odległość, która przecież była niemożliwa właśnie teraz do pokonania, ciążyła na mnie od momentu wtulenia się w kołdrę. W tym środku nocy, kiedy ciemność zamknęła mi powieki, pomyślałam, że go pokochałam. Tak nagle, tak po prostu. Nie nastało to z żadnej konkretnej przyczyny, ani sytuacji. Przyzwyczaiłam się - zrobiłam to, czego najbardziej się obawiałam. Ale przecież związek to nieodłączny element przywiązywania się, tęsknoty i wyczekiwania. A ja wyczekuję każdy piątek. Całe 144 godziny w tygodniu czekam, by móc znów być blisko. Wcale nie jest tak źle. Tylko w czwartki tęsknota jest tak silna, że czasami nie potrafię nawet powstrzymać łez. W czwartkowe noce zaś najłatwiej mi zasnąć, bo wiem, że jak się obudzę, minie kilka godzin i będzie, to świat znów przestanie istnieć. /rosaelle
|