Nienawidzę w sobie tego, że tak szybko
zaczynam zbliżać się do ludzi, że tak szybko
przyzwyczajam się do ich obecności, ich
rzuconego cześć w moją stronę, do zbitych piątek
na osiedlu, do wyznań, które kierują w moją
stronę, do nich samych. nie znoszę tego, bo
przecież to oczywiste, że każdy w końcu
odchodzi. czy jest to świadomy wybór, czy
śmierć. ale odchodzi, a ja zostaję z coraz bardziej
poszarpaną duszą.
|