To nie jest do wytrzymania. Tego nie da się normalnie ogarnąć, zrozumieć. Chyba za bardzo skomplikowałam swoją drogę życiową, a może to mój charakter jest tak bardzo poplątany, że nie jestem w stanie dostrzec tego, co źle robię? Gubię się, gubię się i to cholernie mocno w swoim zachowaniu. Nie potrafię sobie znaleźć miejsca chociaż wiem co powinnam robić, czym powinnam się zająć. Nie wiem, jak przetrwam teraz to co się dzieje, to co może się wydarzyć, bo za bardzo wszystko się miesza. Z jednej strony jest radość, ale zaś z drugiej dopada mnie wewnętrzny niepokój i strach, że to jest przejściowy stan, w którym zostanę upokorzona i... sama. Boję się więc ryzykować, a tak bardzo bym chciała, aby coś w końcu poszło po mojej myśli. Lecz czy kiedyś tak będzie? Czy kiedyś jeszcze będę mogła się szczerze uśmiechnąć do ludzi i nie zakrywać w kłamstwach smutku?
|