Chcę krzyczeć, pragnę wręcz tego, ale coś mnie
blokuje przed wydaniem z siebie jakiegokolwiek
dźwięku. Boję się, boję się, że to zostanie
odwrócone przeciwko mnie, że hałas, który zrobię
na nowo zostanie zamieniony w chwilę rozpaczy
bądź jakiegoś głupiego humoru. A przecież tak nie
jest. To nie jest kolejny mój wybryk, kiedy siedzę
w czterech, pustych ścianach i płaczę. To nie jest
kolejny dzień, kiedy mówię, że mam tylko jeden z
gorszych dni, kiedy moje samopoczucie schodzi
poniżej normy. Nie, to nie są już te dni. To coś
innego, coś czego nikt nie dostrzega. To coś z
czym nikt nie jest w stanie się zmierzyć, bo ludzie
tego nie widzą. Nie dostrzegają zła, które się
wokół dzieje. Albo udają, że nic się nie dzieje, bo
nie chcą sobie stwarzać problemów i po raz
kolejny zawracać czymś głowy. Ale nie mają
pojęcia, jak brak ich obecności powoduje coraz to
silniejszą klęskę. Nie widzą wyczerpania, które
prowadzi do samego dna. Miejsca, gdzie
ponownie wszystko się zmiesza i wybuchnie...
|