Był wieczór ona szła przed siebie, poiła się swoimi łzami. Nie uniosła ciężaru wspomnień, zawsze była słaba - upadła. Leżała na środku ulicy przypominając bezdomną osobę tyle że ona była bezdomna uczuciowo. Usłyszała znajome kroki, podniosła wzrok z bezradnością spoglądając na czarne buty. Poczuła jego oddech na swoim karku, pocałował ją w policzek i podniósł jak małe dziecko. Ona ze slodkim spojrzeniem spoglądała w jego niebieskie oczy. Odeszli razem w zapomnienie by nie skrzywdzić już nikogo, tak zabili się z milości.
|