ze łzami w oczach wyciągnęłam papierosa ignorując wołanie kolegi. poczułam się dotknięta do szpiku kości, poczułam się niechciana jeszcze jak nigdy w życiu, poczułam się zwyczajnie zbędna. nie odzywając się choćby słowem wyszłam przed blok zmierzając w nieznanym kierunku. musiałam wyjść z tego mieszkania, przez chwilę pobyć sama, załagodzić jakoś rany, które niemiłosiernie parzyły serce. chcąc odpalić szluga, spostrzegłam, że zapomniałam ognia. klnąc jak szewc zapięłam guziki płaszcza, noc była zimna, a ja nie miałam zamiaru na razie wracać. w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś za mną biegnie. głośne tupanie wskazywało, że jest ich więcej. alkohol wymazał we mnie wszystkie pokłady strachu, więc z determinacją zacisnęłam pięści, gotowa do ataku. nagle ktoś objął moje ramiona i mocno przytulił. 'ciesz się, że masz takich przyjaciół jak my' - oznajmił jeden i grupowo otoczyli moje ciało w uścisku. wróciłam. z nimi. niesiona na rękach. utwierdzana jak bardzo ważna dla nich jestem.
|