Kilka ostrych libacji i setki mniejszych imprez,
ale to bez znaczenia wszystkie miały ten sam
schemat. Przepełnione alkoholem i szlugami
dawały na chwilę zapomnieć o problemach, o
tym, że nie wszystko jest idealne, że świat wcale
nie jest kanonem perfekcji, a życie mimo tego,
ze osiągamy już najniższy z możliwych szczebli
dna kopie coraz mocniej. A potem przychodziła
chwila przytomności, która znów przedstawia
wszystko w tym nie do końca perfekcyjnym
świetle i ustawiała hierarchię wartości nie tak
jak powinna ona wyglądać. Ślepa wiara w lepsze
jutro zakrywała oczy, które może potrafiłyby
dostrzec wady każdego z uderzeń serca. I do
tego dochodziła jeszcze miłość, którą
rozdawaliśmy nie tym ludziom, co trzeba. To
chyba ona najbardziej nas zniszczyła. Tak,
chyba tak.
|