On kochał. Kochał na ten swój dziwny, niepowtarzalny sposób. Kochał irytująco, dobitnie i tęsknie. Kochał całym sobą, każdą cząsteczką swojego jestestwa. Kochał jak nigdy wcześniej, jak nikogo innego. Kochał bezgranicznie i bezrozumowo, nie pojmując ogromu tego uczucia. Bo w pojedynkę tego ogromu zwyczajnie pojąć się nie da. Do tego potrzeba dwóch osób.
Kochał jej piękny głos i jej słowa. Kochał jej śpiew, dźwięczący mu często w uszach. Kochał jej ciepło, które ciągle czuł. Kochał jej włosy, nos, usta. Kochał jej brązowe oczy, w które ciągle się wpatrywał. Kochał pomimo jej humorków i ciężkiego charakteru. Kochał pomimo tego, że czasem ciężko było ją zrozumieć.
Kochał ją.
Kochał ją w całości
|