Wspinała się jak po drabinie do czasów, gdy była niepoprawną optymistką, świat widziała tylko w jasnych barwach, uśmiech i radość nie były czymś szczególnym, czy rzadko spotykanym, pomagali jej przyjaciele, nadstawiali własne ręce i ciała, alby miała po czym się piąć, byli jej oparciem, celem, natlenieniem i motywacją, tak długo szła, tyle razy chciała się poddać, ale znajdowała siły, więc dlaczego teraz, kiedy zostało tak mało do końca oni odeszli, już nie czuje ich obok, a jakby stali na górze i z uśmiechem zrzucali na nią obciążenia, które z powrotem zsyłają ją tam skąd tak długo próbowała się wydostać... dla niech...
|