Zamykam się w pokoju, klapa w dół, roletę spuszczam. Jest ciemno, cicho, głucho nikogo już nie słucham. Nie dochodzi do mnie nic, żaden krzyk, prośba czy hałas. W zaciszu odpalam blanta, walę w płuco i ostatecznie go obalam. Cały ten chill trwa tylko chwilę, nie myślę już o tym co było. O tym co przyszło i było i o tym co było i się zmyło. Bo tak na prawdę jak jesteś w potrzebie to nikogo nie ma wokoło. Trzeba ścisnąć szczękę mocno i udawać że jest wesoło.
|