Piłam i lubiłam ten stan, kiedy nogi same niosą drogą przez góry, a cały środek, a więc i cały ból w środku, jest wyłączony, jakby się pstryknęło wyłącznikiem i nagle zapadła ciemność. Lubię siedzieć w knajpie, w gwarze i dymie, a potem nagle znaleźć się nie wiadomo jak, w polu kwitnącego lnu i leżeć tam do rana. Umierać. Być tyko połowicznie, nieprzytomnie. Łagodnie nie być. Rano wstać i poczuć ból głowy, przynajmniej wiadomo, co boli. Poczuć pragnienie i móc je ugasić.
|