Posadził mnie przy pustym barze, poprawiając swoją marynarkę na moich ramionach. Zniknął za kontuarem i po chwili pokazał się z butelką wódki w ręku. - Pij! - powiedział stawiając przede mną pełny kieliszek. Gdy go wypiłam, przechylił się przez bar i przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliło nas tylko kilka milimetrów. - Pamiętaj, że nie pozwolę cię skrzywdzić żadnemu skurwielowi - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy i polewając następną kolejkę. - Dziękuję ci, przyjacielu - powiedziałam, wznosząc toast za jego zdrowie...
|