Roztrzaskaj mi potylicę. Niech mój mózg obślizgle wypełza z czaszki, niech sunie, sunie wzdłuż. Niech moja krew płynie, płynie strumieniem długim. Niech będzie wolna, niech tworzy ścieżki, niech płynie. A moje oczy niech w końcu zgasną, usną, utulą, zamilkną, znikną. Niech już nie będą zwierciadłem duszy, lecz zwykła, mokrą, papką. A moje serce niech w końcu ucichnie, przestanie monotonny wybijać rytm. Niech znajdzie sobie nowy życia tor, niech w końcu już sie zamknie. Więc, prosze, prosze roztrzaskaj mi potylicę, niech moje ciało wyłączy sie. Błagam i karze no rozwal mi łeb, bo sama sobie nie trafie w tył. Prosze no prosze. To takie proste, zobaczysz kałuże krwi. Proste, czerwone, szybkie i blade, cialo, zbior kości. Proste i juz. Z lituj sie chłopcze. Zrob mi juz to. Chce w końcu skończyć mój los.
|