Marzyła o byciu dziewczyną zupełnie samowystarczalną, dobrze czującą
się w samotności, pogodną. Ale nie była nią. Była samotna i bała się
tej niepełności wewnątrz, jak gdyby mogła się rozprzestrzenić i ją
pożreć. Pragnęła czyjejś obecności obok siebie, oparcia. Dotyku placów
na karku i głosu witającego ją w ciemności. Kogoś, kto będzie czekał z
parasolem, żeby odprowadzić ją do domu, i rozjaśni się w uśmiechu,
kiedy zobaczy ją nadchodzącą. Kto będzie z nią tańczył na balkonie,
dotrzymywał obietnic, znał jej sekrety i stwarzał świat, w którym będą
tylko ich ramiona, jego szept i jej ufność.
|