Wchodząc na taflę, czuje wyraźnie, lód pod moimi nogami nie pęknie, tylko zamarznie
nie ważne, że nagle chciałeś widzieć mnie na dnie, rzeczywistość jak bagnet wbija Ci się w wyobraźnie,
Tamte tanie przyjaźnie, przepadły nie mam Ci za złe, dalej siedź w złotej klatce niech w około ktoś klaszcze,
wszystko jasne, wiem na co patrze, wziąłem poprawkę, dawniej bym nie odpuścił, byłaby krew na posadzce,
też bywałem nieskromny, za to zawsze przytomny i nie z tych co za życia sobie budują pomnik
u szczytu formy, wolny, od tych co poszli mącić, ludziom tej kategorii dzisiaj mówię spokojnie.
|