Leżąc na łóżku, przewracałam się z boku na bok. Ręce mi drżały na samą myśl o tym wszystkim. Znów poczułam na twarzy łzy. Szybko pobiegłam kolejny raz umyć ręce. Czułam jak mnie pieką od szorowania, były już czyste, a ja dalej je trzymałam pod strumieniem wody. Paliły mnie w miejscach gdzie stróżkami płynęła jego krew. Umierał mi na rękach, nic nie mogłam zrobić. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, czując ja wszystko we mnie chce krzyczeć. Bezmyślnie walnęłam pięścią w sam środek rozbijając je na maleńkie kawałki. Poraniłam palce, ale miałam to gdzieś. Brzydziłam się sobą. To wszystko przeze mnie. Pozwoliłam mu umrzeć zamiast mnie, osunęłam się na kolana, zanosząc się szlochem. Nie miałam już łez. Do łazienki wpadła mama widząc cała sytuację, uklękła obok mnie i delikatnie obieła, a ja wtuliłam się w nią jak małe dziecko. Marzyłam, żeby czas stanął w miejscu.
|