to jak walka z wiatrakami, nie umiem poradzić sobie z tym uczuciem. to dopiero zalążek, pierwiastek, który narodził się gdzieś w korytarzach mojej duszy, ale jest na tyle silny, że nie umiem sobie z nim poradzić. właściwie wszystko jest proste dopóki nie ma go obok, dopóki nie widzę jego oczu i nie słyszę jego głosu. gdy go nie ma, mogę oszukiwać sama siebie, wmawiać, że to tylko chwilowa fascynacja, że to minie równie szybko jak się pojawiło. jednak gdy tylko jego sylwetka pojawi się na horyzoncie, przestaję trzeźwo myśleć. serce jak głupia wyrywa do przodu, a swoim głośnym bicie zagłusza podszepty rozumu. zasłania mi oczy i każe słuchać, wmawiając, że to ono ma rację, że to ono wie lepiej. a ja? jestem słaba, zbyt słaba. lgnę do niego jak ćma do światła i zdaję sobie sprawę jak wielkie ryzyko mam przed sobą. próbuję walczyć, próbuję robić wszystko byleby tylko to zatrzymać. muszę dać radę, muszę.
|