Cierpię, leczę rany, wstaję, trzymam pion, uśmiecham się, znów upadam. Płaczę, bezsilnie tracę dech, otwieram oczy, widzę tylko własne odbicie. Gubię kształty, gesty, spojrzenia, ruchy. Patrzę w ciąż przed siebie, ale stoję nadal w tym samym miejscu. Patrzę dalej w swoje odbicie w lustrze. Próbuję je stłuc, zniszczyć, rozrzucić po wszystkich zakątkach świata. Chcę widzieć szczęście, miłość, ludzi, drobne gesty, uśmiechy, podarunki, czułość, tą normalną codzienność. Jednak widzę tylko strach, porażkę, łzy, gorycz, rozczarowanie, wewnętrzne rozdarcie. Tracę kontrolę, nie widzę żadnych namiastek dobroci. Choć najmniejszej, malutkiej jak ziarenko piasku. To tylko ja i cierpienie. Stoję zagubiona gdzieś pomiędzy. Nie uciekam, bo się poddałam. To koniec.
|