Znów coś rozpierdala mnie od środka. nienawidzę obojętności, a jeszcze bardziej nienawidzę tego jak ktoś się stara, ale tylko na początku a później tak po prostu odpuszcza. znów myślałam, że będzie pięknie, bo przecież ja zawsze wierzyłam bezgranicznie tym, przy których poczułam się choćby na chwilę szczęśliwa . wiem mój błąd. kurwa jakie to niesprawiedliwe, że to zawsze ja muszę cierpieć. że to zawsze ja zostaję zraniona. zastanawiam się czy moje serce jest jakąś pierdoloną tarczą w którą można bezustannie strzelać kłamstwem, zdradą czy obojętnością. problem w tym, że kolejnego pocisku nie zniosę .
|