mija 5 lat odkad go nie ma , a jednak wszystko pamietam tak dobrze . gdy sie poznalismy byl juz wieczor . byla nas wieksza ekipa , akurat siedzielismy na rynku . wjechal z wielkim hukiem , wkoncu to nie byl zwykly motor . ktos rzucil propozycje przejazdzki . wiadome , kazdy byl chetny . przyszla kolej na mnie . troche strachu ale "raz sie zyje" czy nie tak ? zaufalam mu i wsiadlam . zalozylam kask i zlapalam mocno w talii . za kazdym razem gdy przyspieszal sciskalam jeszcze mocniej . mimo iz wskazowki wskazywaly ponad 250 km/h , uwierz , smierc nie istniala , liczyla sie chwila . trzy dni pozniej widzielismy sie na zabawie . jeszcze wtedy nie wiedzialam , ze widzimy sie ostatni raz . w nocy obudzil mnie sms od kumpla "wypadek na stacji , Mariusz nie zyje" . [cz 1]
|