Nienawidzę samotnych nocy,przypominają mi o tym,że wszystko co dobre ma swój kres,który daje o sobie znać gdy tylko odważę się podnieść powieki.Po raz kolejny odczuwam to,jakby moje życie miało być karą,która sie nie kończy.Gdy emocjonalnie rozkwitam,zaraz więdnę,jak zaniedbany kwiat.Nie wiem jak zadbać o swoje dobro,nie potrafię emocjonalnie dojrzeć na tyle,by patrzeć bez strachu w przyszłość.Zabijam w sobie miłość,za cholere nie umiem jej przy sobie zatrzymać.Boje sie,jestem chora na samotność.Witam,nie jestem zainteresowana.Cześć,tak jest dobrze,lubie to,żegnaj.A tak naprawde myślę nie odchodź,wróć,czekałam,nie jest dobrze chce byś przy mnie został,nie chce nie tak bardzo nienawidzę być sama,daj mi szczęście.To taka dziwna pętla mojego charakteru,im bardziej chce by było dobrze,i chce być idealna,tym więcej wad i złego zaczyna sie wylewać.Im bardziej chciałabym sie otworzyć,tym bardziej udaje obojętną.Boje sie o siebie,o swoje życie,bo wiem,że kiedyś zabraknie mi sił/toboli1212
|