Zimny wiatr, wszyscy w czerń ubrani. Pięć metrów nad, patrzę na nich. Świat jakby zamilkł, jakby za nic nie chciał przyjąć tego, że umieramy. Alejami, wsypywani następni. Aksamit trumny był taki miękki. Nieba błękit przykryła szarośća oni stali nade mną wbrew żalom i łzom spływającym na ciało. I nic nie bolało już, a nie bolało. Deszczem tą całość, zamykając w kleszcze chwil, co dreszczem spłynęły przez jeszcze pełne słów, streszczeń, opowieści o mnie, człowieku, który kochał insomnię który nie przegrał z niczym, prócz wspomnień. Póki gra muzyka, nie możecie zapomnieć.
|