Nie życzę nikomu tego uczucia. Dowiadujesz się, że ktoś z Twoich znajomych/rodziny/przyjaciół nie żyje. Tak po prostu odszedł, odebrał sobie życie. Płaczesz i wciąż w to nie wierzysz. Dopiero, gdy zachodzisz do kostnicy, a on tam leży tak cicho, spokojnie, wręcz nienaturalnie. Bo pamiętasz go jak nie potrafił usiedzieć 5 minut w miejscu, bo "mu się nudziło". I w pewnym momencie czujesz jak serce rwie się na milion kawałków i nagle tysiąc pytań "dlaczego". Zdajesz sobie sprawę , że zostawił Cię, że zostawił innych, że się nie pożegnał, że nie mówił, że ma problemy, że przecież się uśmiechał, że obiecywał "że będzie zawsze", że mówił jakie to życie jest piękne, że nic kurwa nie zauważyłaś! Teraz jest tak cichy.. oddałabyś wszystko za jedno słowo, uśmiech, spojrzenie. Wściekłość narasta, łzy spływają i gdybym tylko mogła najebałabym mu i zwyzywała, ale ból jest tak silny, że mnie przygniata. A ty przecież i tak tego nie usłyszysz i Cię nic nie zaboli.. i nawet mi kurwa nie oddasz!
|