Chce mi się trochę teraz śmiać z samej siebie. Nawet nie wiem dlaczego, chyba nigdy się nie zrozumiem. Nie zrozumiem swojego smutku, ukrytego za nieskazitelnym uśmiechem. Nie potrafię go pokazać. Boję się. Zdarza mi się, że nie śpię, bo jestem smutna. I rozmyślam, szukam, analizuję. Nigdy tak nie robiłam. Kiedyś chowałam smutek do najciemniejszego kąta duszy, nie chciałam, żeby reszta mnie dowiedziała się, że powinna być smutna. A teraz, gdy mi źle, źle mi na każdy możliwy sposób, boli mnie każda możliwa część ciała i duszy. Bolą mnie kości, które nie mogą znieść tego, jak smutek opanowuje cały organizm, jak rozprzestrzenia się przez od serca do krwi i obiega całe ciało. Najbardziej boli, gdy zakażona krew trafia do mózgu. Nie mogę wtedy zupełnie spać. Jak zasnąć, gdy cierpienie mrozi mózg? /black-lips
|