Jestem krucha.
Rozpadam się.
Jak filiżanka z chińskiej porcelany.
Jednak coś mnie od niej odróżnia.
Niszczę się powoli.
Nie, nie za jednym gestem.
Gdy chce mi się płakać
Na początku ocieram łzy.
Potem już tylko krzyczę.
Patrzę w lustro.
Jak powoli rozpływa się mój tusz.
Nic z tym nie robię.
Boję się.
Trzęsą mi się dłonie.
Trzęsie mi się głos.
Szeptem łagodzę ból.
Mówię coś do siebie.
Przeklinam ten świat.
Dlaczego on ma tak mało barw?
Beznadziejność w duszy.
Chciałabym być ptakiem.
Polecieć tam gdzie zechcę.
Nie tłumaczyć się nikomu.
Po co, dlaczego?
Wtedy na pewno byłabym szczęśliwa.
To na pewno wiem.
Modlę się do Boga.
O siłę.
Tylko tyle mi zostało.
W samotności.
Bez ludzi.
Wciąż mam tak mało.
|