1. Miał plany i szczęście i ego tak wielkie, że przyznać się do porażki byłoby przekleństwem, Mówił co będzie to będzie_, i robił sobie wrogów gdy walczył o miejsce, Mówił że by za nią umarł, kurwa nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak rozumiał, Wpadał z nią, pił, znał umiar, ona miała czuć się dobrze, on miał czuwać Coś pękło, kiedy przyszła codzienność, i wiesz co, zaczęli żyć na odpierdol Brak szkoły i pracy i kłótnie, bezsenność I poszło się jebać im całe ich piękno Z twarzy zniknął uśmiech, spotkałem go, powiedział _nie chcę żyć, idź po wódkę_ Miał błękitne oczy i nikt go nie kochał oprócz niego i zniknął wraz z iskrą w oczach. Jak spotkasz ich pozdrów i spytaj jak żyją, Bo łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo To smutne, zabiła ich ulica i miłość I przez to nic już nie będzie jak było
|