Nie mogę powiedzieć, że jest tak, jak być powinno, że się układa, kiedy większość spraw wokół tak naprawdę jest na wyczerpaniu. Brakuje energii, siły. Brakuje motywacji i chęci. Brakuje miłości i poczucia bezpieczeństwa. Los tak bezwzględnie to odbiera, sprawiając, że coraz większe zło wchodzi na miejsce tych uczuć. Znika znów miłość. A może tak naprawdę jej nie było i był to wyłącznie wytwór chorej wyobraźni? Znika radość, a smutek w coraz większym stopniu maluje się na twarzy. Więź, która kiedyś była czymś niewyobrażalnie silnym również powoli, gdzieś zanika niczym mgła. Może to była właśnie tylko taka chwila, taki moment, kiedy to wszystko co się działo, miało prawo do ułożenia normalnych relacji? Może coś pęka, bo dusza się rozpada i zaczyna się wewnętrzny jej rozpad? A może właśnie czegoś brakuje w tym, czegoś silnego, nierozerwalnego?
|