Coś nie pozwala mi się ruszyć z tej monotonii dni. Każda chwila jest jednakowoż denna i pełna tożsamych i pokrywających się wrażeń i niewykorzystanych szans. Budzę się każdego ranka między dziesiątą a jedenastą. Pierwszą myślą, jaka się pojawia jest tęsknota za Tobą, ogromna, będąca nieodłączną cząstką mojej szarej codzienności. Następnie, zdając sobie sprawę z wewnętrznej niemocy wykreowania jakiegokolwiek trwalszego uczucia, po moim policzku spływa kolejna łza. Wykonuję podstawowe czynności, wypełniam podstawowe potrzeby fizjologiczne i znów przez moją głowę przepływa ocean myśli i afektów. Każdego wieczora obiecuję przed sobą samą, iż jutro wszystko będzie wydawało się być inne, lepsze, potężniejsze. Następnie, kładąc się spać jesteś moją ostatnią myślą, a blask Twoich oczu, ciepło Twojego dotyku i miłość w Twoich czynach i spojrzeniu jedyną rozkoszą. Poduszka znów zalana łzami, tuszem ubrudzone białe dotychczas prześcieradło, a uczucia niezmienne i wciąż takie same - kocham. (igb)
|