Otwieram okno i siadam na parapecie goniąc gołymi stopami w niezwykle chłodnym powietrzu,krople deszczu niemiłosiernie osiadają na twarzy,pochłaniają niebywałym zimnem cząsteczek każdy jej milimetr,spływają po policzkach,skraplają czoło,sprawiają,że do niedawna malinowe wargi przybierają barwę szarości i fioletu,tak bardzo mi zimno,dlaczego tu jestem?Dlaczego cała zmoczona czerwcowym deszczem pozwalam samej sobie marznąc,dlaczego wciąż czuję na sobie ciężar każący mi stawić krok w lotnym powietrzu?Dlaczego,dlaczego nadal się powstrzymuję?Wyciągam przed siebie dłoń i szukam odpowiedzi,rozkładam palce i opuszkami błądzę w pustce.Dotykam ją,czuję dłonie stające się cierpkie,tak,trafiłam,tutaj został jeszcze zapach Twoich perfum,zaciskam garści i zachłannie zapraszam go do środka,ale zaczekaj,to nie koniec,coś jeszcze,Twoje słowa,słowa wraz z porywczym wiatrem otulają moją głowę,pragną się przedrzeć,dlaczego miałabym im zabronić,są tak ważne i potrzebne.Czuję Cię,więc dalej tu jestem/shony
|