patrzyłam jak odchodził, chociaż tak bardzo chciałam się odwrócić. patrzyłam jak wchodzi do pociągu i znika wśród przedziałów. płakałam, ciężkie czarne łzy spływały po mojej twarzy komponując się z deszczem, a ja marzyłam by z nimi spłynęły ze mnie wszystkie uczucia. wtedy drzwi się otworzyły, ukazując mi go w pełnej okazałości, z najszczerszym uśmiechem na twarzy. 'pamiętaj, że po deszczu zawsze przychodzi tęcza' powiedział i ostatni raz przytulił moje przemoczone, drobne ciało do siebie. staliśmy tak, póki nie zostawało mu tylko kilka sekund do zamknięcia drzwi. i przez ten czas staliśmy się jednością. tworzyliśmy idealny i doskonały w swojej chaotyczności organizm, który do funkcjonowania potrzebował tylko bicia dwóch serc. / md.
|