I pewnie chcesz zapytać teraz - i gdzie to szczęście?
Rodzi się. Pierwszy dzień, drugi, trzeci, dwa tygodnie, miesiąc, pół roku. I nagle w nocy spokojnie śpisz, a papierosy nie stanowią jedynego źródła ukojenia.
Od czasu do czasu uronisz jedną czy dwie łzy, ale szybko bijesz się po policzku wiedząc, że nie wolno ci się przełamać. Zaciskasz pięść i wiesz, że dasz radę. Dni mijają, aż do tego spotkania z tą osobą, kiedy nie czujesz nic, poza chęcią głośnego wybuchu śmiechem.
I to właśnie to szczęście, przy którym nikt nie może ci pomóc, a każdy jego cal musi być zbudowany wyłącznie przez ciebie. Uporałeś się z sercem, jesteś zwycięzcą - możesz zdobywać świat. I wiedz, że to ludzie zabierają ci szczęście, częstując delikatną nutką pozornego ciepła, porównywalnego do alkoholu, po którym i tak zamarzamy. [cz2]
|