Ramieniem nie obejmiesz mnie, kiedy potrzebuję. Tęsknie za dniem, kiedy mnie przytulisz, uściskiem poruszysz zdrętwiałe mięśnie i obolałe kości. Pragnę patrzeć ci w oczy każdego dnia. Każdego pieprzonego dnia. Radzenie sobie ze smutkiem, żalem i goryczą absorbuje ambicje od przebudzenia do zaśnięcia. Nie chcę otwierać oczu rano. Nie chcę zasypiać rozważając czy za kilka godzin będzie tak samo źle. Wieczory bywają nieznośne. Daje znać o sobie chęć bycia czyjąś codziennie, co wieczór, co noc, każdego poranka, każdej godziny, minuty, sekundy. Zawsze.
|