Biegłam przed siebie, a krople deszczu nieskazitelnie mieszały się z moimi łzami. Z każdym krokiem, kolejna cząstka serca zdawała się uderzać głośno o chodnik. Nie czułam się w tej chwili częścią człowieczeństwa, umarłam. Razem z nim. Wbiegłam do ciemnego pomieszczenia, oświetlonego jedynie łuną ponurego dnia. Leżał tam. Bezbronny, niesprawiedliwie potraktowany przez los, trzymający w dłoniach złamane serce, które wyrwało się z mojej piersi i spoczywało tam razem z nim, pogrążonym w śnie. Jednak zamiast swojego łóżka, miał pod plecami drewniany spód trumny. Wszystkie wspomnienia ożyły w mojej głowie, wariowałam. Spojrzałam na jego spokojną twarz... na oczy, z których zniknął radosny blask i usta, na których pozostało tyle niewypowiedzianych słów. Poczułam się taka mała, bez jego skrzydeł, które dotąd chroniły mnie przed całym bólem tego świata. W myślach przeklinałam za to Boga i wtedy usłyszałam szept - To tylko część tego, co dla Cie
|